Zakładasz
na rękę obrączkę. Powiedziałaś, że po
trzykroć TAK, mój Ci on, together forever i nie odpuszczę Ci aż do śmierci.
NOWA DROGA ŻYCIA. Tak przynajmniej głoszą pamiątkowe kartki z gołąbkami, co to
całują się dziubkami w wizualizacji miłości i życia w zgodzie. I fajnie. Nie mam nic przeciwko małżeństwu,
nie mam nic przeciwko rytuałom, nic przeciwko gołąbkom. Tu gdzie chcę postawić
ALE to nasze oczekiwania. Znajome mają to do siebie, że czasami wychodzą za
mąż. Jedna taka znajoma zwierzyła mi się ostatnio, że jest ciekawa jak to
będzie po ślubie,czy to prawda co mówią i
jak to jest myśleć o sobie per żona. No właśnie... a jak ma być?
Tworzycie
ten związek od wiosen już kilku. Widziałaś jak udaje, że nie płacze gdy umiera
żona Teda z "How I met your mother", a potem przez tydzień kupuje Ci
codziennie croissanty z czekoladą i prosi abyś uważała na pasach. Widziałaś jak
nakłada skarpety tak, żeby część z dziurą była ukryta pod stopą. I co? Ten
człowiek zostanie tym człowiekiem, a Ty to TY. Zostajecie sobą. I to jest
superekstra jak się kochacie i akceptujecie te dziury biorąc w pakiecie z
croissantami(tylko żeby nie z budyniem). Gorzej jak nie akceptujecie, a w
głowie ten ślub, ta kiecka wyszywana koronkami stanowi cel sam w sobie, a potem
to już ciekawe jak będzie. A jak ma być?
Nowa praca.
Piękna, błyszcząca, kusząca. Tu to mnie nie doceniali, ale w tej nowej robocie
to już będzie do przodu. Taką ładną stronę ma ta firma, a szef wszystkich
szefów wspominał coś o casual fridays z pizzą dla wszystkich, rodzinnej miłej
atmosferze i perspektywie umowy o prace. WOW, biore! I fajnie. Na pewno w wielu
przypadkach zmiana pracy jest zmianą na lepsze. Zawsze lepiej przeć do przodu,
poszukując, bo zycie jest za krótkie na słabe rzeczy. Słabe rzeczy są
słaaaaabe, a w szczególności słabe wino, słabe książki i słaba praca. I znowu
ALE. Ale nie dajmy się ponieść oczekiwaniom. Mam takie poczucie, że tak dla
mnie jak i dla niektórych, których palcem nie będę pokazywać, zmiana pracy
obarczona jest tyloma oczekiwaniami, że to przecież musi skończyć się
rozczarowaniem.
Ani nowa
praca, ani nowy mąż, ani nowy zeszyt Cię nie zbawi. Tak sobie cicho myślę, że
jeśli brzydko pisałaś w starym zeszycie to zakładanie nowego zeszytu tylko po
to żeby zacząć pisać ładnie Cię nie zmieni. Po tygodniu kaligrafii, większość
zaczyna znowu grezmolić. Jak chcesz coś zmienić to chyba lepiej nie obaraczać się tym
ciężarem NOWEGO POCZĄTKU, tylko pracować nad sobą już dziś, w starym
zeszycie. Nowy zeszyt zaczniesz już z pewnością, że potrafisz.
I tak udało
mi się zainagurować nową blogową ścieżkę. Ale będzie fajnie! Nowy początek;)
początki mają w sobie coś magicznego. szczególnie jak się je później wspomina. przynajmniej ja tak mam.
OdpowiedzUsuńgood stuff. nie koncz nie pierwszym poscie.
OdpowiedzUsuń